niedziela, 27 kwietnia 2014

Wyliczanki - Rymowanki!

   
  
   O dziwo nie pozapominałam dawnych wyliczanek, dzięki którym łatwiej było wskazać kto mógł z nami zagrać, kto odpadał albo czyja była kolej. Właściwie ta forma rymowanej wyliczanki nie tylko pomagała nam dokonać koniecznego wyboru, ale też z góry łagodziła, a wręcz nawet usprawiedliwiała niezbędną w niektórych sytuacjach selekcję. Ostatecznie, do tak sprawiedliwego rozstrzygnięcia nikt nie miał żadnych uwag, bo przecież samo wyszło. 
   Mój syn w przedszkolu poznał tylko jedną wyliczankę: "Ene-due rike fake, torba borba ósme smake, deus deus kosmatetus i morele biks-baks-boks". Co ciekawe, dziś już będąc uczniem pierwszej klasy
prawie jej nie pamięta - trzeba mu przypominać początek, bo sam z głowy nie jest w stanie powiedzieć.
   Ciekawe, ile rymowanek dzisiejsze dzieci znają lub pamiętają z przedszkola czy szkoły. Jeśli jesteś rodzicem lub masz kontakt z jakimś dzieckiem, to spróbuj podpytać w zabawie (np. przy wyborze pionka w grze planszowej) czy i jakie wyliczanki zna. Jeśli okazałoby się, że nie jest w stanie nic powiedzieć, to dziś przygotowałam listę wyliczanek, które mogą być pomocne w takiej sytuacji.

Wyliczanki: 
- Palec pod budkę, bo za minutkę budka się zamyka i nie ma kluczyka. Kto nie zdąży, ten nie gra!
- Żółte słoneczko zza chmurki zerka, kto chce się z nami pobawić w berka?
- Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa ten kryje: raz, dwa, trzy, … dziesięć!
- Wpadła bomba do piwnicy napisała na tablicy SOS głupi pies, tam go nie ma a tu jest!
- Żeby było sprawiedliwie, to wypowiedz swoje imię: (tu wskazana osoba mówiła imię i odliczało się dalej po jednej jego literze na osobę) M O N I K A - Odpadasz!
- Na zielonej łące, pasły się/skakały zające, raz, dwa, trzy, teraz Ty!
- Pan Sobieski miał trzy pieski: czerwony, zielony, niebieski. Raz, dwa, trzy, po te pieski idziesz Ty!
- Myszka Miki gra w guziki, Kaczor Donald pije sok - smik-smak-smok!
- Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie, na tego bęc! lub Entliczek-pentliczek, na kogo wyliczę, na kogo wypadnie, temu ręka odpadnie!
- Bzy, bzy, bzy, przyleciały pszczółki trzy: Maja, Gucio, Klementyna, a wypadasz Ty!
-  Na ulicy Reja złapano złodzieja, a ten złodziej był czarodziej i powiedział tak: Czary mary kary koń, a teraz mnie goń! (lub Raz, dwa, trzy, gonisz Ty!)
- Na wysokiej górze rosło drzewo duże, nazywało się: Apli-papli-biten-blau. A kto tego nie wypowie, ten nie będzie grał!
- Na podwórku, koło studni, ktoś patykiem w wiadro dudni. Leci baca, patrzy kto to, potknął się i upadł w błoto. Leży w błocie już dwa dni, a tym Bacą będziesz Ty!
- Płynie jabłko po wodzie, Kto je złapie, ten wyjdzie. 
- Pierwszy - król; Drugi - szczur; Trzeci - do nieba leci; Czwarty - ma łeb obdarty; Piąty - zamiata kąty;
Szósty - ma łeb z kapusty.
- Kto pierwszy ten lepszy. Kto drugi tego Bozia lubi. Kto trzeci tego zjedzą śmieci.
- Kto ostatni, ten zgniłe jajo!
- W komputerze siedzi zwierzę - ma niebieskie kły. Wiesza pranie na ekranie - pomagasz mu Ty! 
- Przez tropiki, przez pustynię, toczył zając wielką dynię. Toczył, toczył dynię w dół, pękła dynia mu na pół!
Pestki z niej się wysypały, więc je zbierał przez dzień cały. Raz, dwa trzy! Raz, dwa, trzy! Ile pestek zbierzesz Ty?



Rymowanki:
- Leci ufo z kosmitami, zaraz ich tu przywitamy. Damy chleba, mleka, sera, żeby mieli co wybierać. Potem z nimi odlecimy na planetę Alfabetę.
- Cisza na morzu, cisza w komnacie, kto się odezwie, zdejmuje gacie!
- Na zielonej łące pasie pies zające, jak się który ruszy odgryzie mu uszy.
- Siedzi baba na cmentarzu, trzyma nogi w kałamarzu. Przyszedł duch, babę w brzuch, baba fik,a a duch znikł
- Pan Pierdziołka spadł ze stołka, złamał nogę o podłogę. Olaboga, moja noga - kupcie trumnę, bo ja umrę! Jeszcze trumna nie kupiona, a już noga wyleczona!
- W Sochaczewie, w magistracie wisi poczta na szpagacie, kto przechodzi, ten się śmieje, że na pocztę wietrzyk wieje. 
- Raz, dwa, trzy, cztery, Maszeruje Huckelbery, a za nimi Pixi, Dixi, Wykąpane w proszku „IXI”, a za nimi Misio Yogi, Co ma zawsze brudne nogi.
- Raz. dwa. trzy, cztery, Maszerują oficery, a za nimi słoń z gorylem, niosą siatki na motyle!
- Wiosna lato jesień zima, jadą czołgi do Berlina, a w Berlinie w magazynie siedział Hitler na sprężynie!
- Ene due rabe, połknął chińczyk żabę, a żaba chińczyka, co z tego wynika?
- Pan Sobieski miał trzy pieski: czerwony, zielony, niebieski.
- Jeden dwa, jeden dwa - pewna pani miała psa; Trzy i cztery, trzy i cztery - pies ten dziwne miał maniery; Pięć i sześć, pięć i sześć - wcale lodów nie chciał jeść; Siedem osiem, siedem osiem - wciąż o kości tylko prosił; Dziewięć dziesięć, dziewięć dziesięć - kto z was kości mu przyniesie? Może ja, a może Ty - licz od nowa raz, dwa, trzy!
- Kto się gniewa, niech się gniewa, niech se przypnie nos do drzewa. Niech to drzewo, dotąd nosi, aż się z nami nie przeprosi!

   Gdy byłam mała, miałam swoją ulubioną książeczkę z rymowankami pt. "Eneduerabe", dziś natomiast dużą popularnością cieszy się seria o Panu Pierdziołce. Mimo, że nowe wydawnictwo opublikowane zostało na wielkoformatowym błyszczącym papierze z twardą okładką, to ja z o wiele większą sympatią patrzę na tą cieniutką książeczkę tak barwnie i pomysłowo zilustrowaną przez pana Pawła Pawlaka (rys. 3). Bez względu jednak na rodzaj wydawnictwa, gorąco polecam wzbogacić swoja domową biblioteczkę o pozycję z wyliczanko-rymowankami.

środa, 9 kwietnia 2014

Zabawa na obcym placu zabaw

   Wraz z nadejściem słonecznych dni, rośnie nasza chęć do spędzania czasu na dworze. Praktycznie każdy, bez względu na to czy jest uczniem siedzącym na lekcjach, studentem na wykładach czy dorosłym będącym w pracy, myślami jest już na świeżym powietrzu. Ciepła, wiosenna aura sprzyja przede wszystkim spacerom.
   Na taki właśnie spacer wybraliśmy się ostatnio całą rodzinką, czego efektem było znalezienie się na placu zabaw dwa osiedla dalej, tj. na os. Sienkiewicza Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Uważam, że to świetne miejsce do zabawy! Największą część zajmuje spore boisko do piłki nożnej, wokół którego leci asfaltowa ścieżka, idealna do jazdy rowerem czy spacerów z wózkiem. Dalej za nią (rozsypane dookoła boiska) znajdują się takie atrakcje, jak spory plac zabaw (dwie większe konstrukcje drewniane ze ślizgawkami, huśtawki, bujaki, piaskownica), drewniany pięciobok zręcznościowy, górka do jazdy na sankach i urządzenia do ćwiczeń. Nie brakuje też ławek do siedzenia dla rodziców czy osób starszych oraz terenów zielonych - wręcz idealnych na piknik. Tylko co z tego, skoro całe to miejsce praktycznie świeci pustkami? I co najważniejsze nie jest to spowodowane brakiem zainteresowania ze strony dzieci czy młodzieży. 
   Właściwie, to wszystkim można przypisać ten sam schemat:
- idę na plac zabaw, by się pobawić
- samemu, to żadna zabawa, więc rozglądam się za towarzystwem
- nie ma nikogo, wiec żeby nie wyjść na desperata, to czymś się chwile zajmuję od niechcenia np. włączam sobie muzyczkę w mp3, huśtam się czy bawię się komórką
- nadal kątem oka obserwuję otoczenie, licząc że w między czasie ktoś przyjdzie lub coś się wydarzy
- po ok 10-15 min. rezygnuję i odchodzę z poczuciem rozczarowania (przecież tyle się mówi, by wyjść na dwór, no to byłam/em i NIC!).

Wracając do mojej historii..

   Otóż, gdy tylko doszliśmy na miejsce mój syn zauważył dwóch chłopców grających w piłkę i postanowił się do nich przyłączyć. My zajęłyśmy ławeczkę po środku placu zabaw. Spacer na świeżym powietrzu sprawił, że niunia nie obudziła mi się nawet wtedy, gdy kibicowałam chłopakom w grze. Po jakimś czasie, gdy znudziło mi się już bezczynne siedzenie na ławce postanowiłam trochę poskakać w gumę, którą (podobnie jak skakankę) akurat miałam ze sobą. To musiał być naprawdę nietypowy widok dla osób, które w tym czasie przechodziły obok, bo patrzyły na mnie z niedowierzaniem. Tym bardziej, że mimo obecności jakiś trzech nastolatek, byłam właściwie jedyną osobą bawiącą się na placu zabaw. Pozostali przychodzili na plac, siadali na wybranym przez siebie urządzeniu (huśtawka, karuzela, drabinki itp.) i zwyczajnie się nudzili. I wtedy na karuzelę znajdującą się koło mnie usiadła dziewczynka. Zapytałam się jej czy potrafi skakać w gumę i czy mogłaby mi pokazać jak to robi. W ten sposób poznałam Patrycję, uczennicę 5 klasy SP. Chwilę później o to samo spytałam wspomniane już dziewczyny, gdy zdecydowały się opuścić plac. Były o rok starsze od Patrycji i tylko jedna z nich spróbowała mi pokazać co pamięta z "dawnych" lat, bo druga stwierdziła że w ogóle nie skakała w gumę. W tym samym momencie chłopcy skończyli grać w piłkę i rozpierzchli się po placu szukając dla siebie miejsca. Schowałam gumę i zaproponowałam Patrycji i mojemu synowi zabawę w tor przeszkód. Wykorzystaliśmy wydeptaną ścieżkę obok huśtawek, jako linię startu, zaś trasa przebiegała przez większość urządzeń. Zasady były jak najprostsze - przebiec trasę, bawiąc się na każdym z urządzeń i wrócić do mnie. Bez walki na czas, ale z wyliczoną liczbą ruchów wykonanych na każdym z urządzeń. Obserwował nas już z huśtawki kolega, z którym Bartek grał w piłkę. Nieśmiały z początku, Paweł dał się jednak namówić do zabawy. Chwilę potem dołączyli Michał i Kacper. Dzieciom sprawiło bardzo dużo radości pokonywanie przeszkód i przybicie mi piątki na mecie. A kiedy była potrzeba zmodyfikowania czegokolwiek, dzieci chętnie podpowiadały co jeszcze można dodać lub co zamienić. W międzyczasie dołączył do nas jeszcze kolega z klasy Patrycji. Początkowo właśnie ta dwójka zaczęła sobie dogryzać, jednak dałam im wyraźnie do zrozumienia, że przyszliśmy się tu fajnie bawić i że tego typu rozmowy i przezwiska zostawią sobie na później, bo teraz jesteśmy w jednej drużynie.
 
 Łał!!! Sześcioro praktycznie nie znających się dzieci z osiedla, w dodatku w różnym wieku, bawiło się z nowo-poznanym kolegą i jego mamą. Cudowne, prawda? To jeszcze nie wszystko!!!!

   Gdy na placu zaczęło przybywać maluszków z rodzicami, postanowiliśmy pobawić się w coś innego. Zaproponowałam zabawę skakanką w "szczurka". Najpierw to ja kręciłam skakanką, potem dzieci bawiły się już beze mnie. I ta zabawa po chwili dobiegła końca, gdy na chodniku pojawiło się więcej przechodniów. Pytałam dzieci o ich propozycje gry i padło naprawdę wiele propozycji, jednak mimo to dzieci jakoś nie potrafiły się razem bawić bez mojej pomocy. Ponieważ moja dzidzia już się obudziła i musiałam ją wziąć na ręce, zaproponowałam zabawę w "1..2..3.. Babajaga patrzy", którą wszyscy przyjęli z równie dużym entuzjazmem. Gdy i ta zabawa dobiegła końca, przedstawiłam jeszcze dzieciom propozycję zabawy w "Króla Lula", którą pamiętam z dzieciństwa, przy czym dodaliśmy do niej pomysły dzieci na "kroki", takie jak: kaczuchy (trzymanie się za kostki) czy Gagnam Style. Niestety w tym akurat momencie przyjechał po nas tata i nasz czas się skończył. Mój synek mimo spędzonych na dworze kilku godzin nie czuł zmęczenia, ani nawet głodu i wręcz miał do mnie ogromny żal, że zabieram go w środku fajnej zabawy.

   Ta historia nasunęła mi na myśl pewien wniosek:  
TRZEBA POMÓC DZIECIOM NAUCZYĆ SIĘ BAWIĆ! Dokładnie tak!

Pomóc nauczyć się bawić:
- bez masy przedmiotów ze sklepu - co z tego, że na reklamie wszyscy się świetnie bawią, jak w rzeczywistości zwyczajnie nie mam z kim się bawić?!
- bez presji bycia pierwszym/najlepszym czy konieczności zdobywania jakiś nagród - odpowiednie cechy osobowości czy talenty ukażą się same w trakcie zabawy!
- bez niepotrzebnej nieśmiałości i obawy przed poznawaniem nowych osób! - w szkole mamy kolegów/koleżanki z klasy, ze świetlicy z boiska czy placu zabaw, ale nie wszyscy mieszkają na jednym osiedlu!
- bez sztywno wyznaczonych reguł gry, ale z możliwością choćby w minimalnym zakresie ubarwienia zabawy nowymi pomysłami!
- by uniknąć "głupich" pomysłów związanych z tym, że dzieci przyprowadzane na plac zabaw same muszą organizować sobie zabawę, bo rodzice w tym czasie wolą znaleźć dla siebie wygodne miejsce do siedzenia, ewentualnie towarzystwo do rozmowy, ograniczając swoją aktywność z dzieckiem do pilnowania go.


   Reasumując. Jeśli jesteś rodzicem i widzisz jakieś samotne dziecko, czasem może nawet grupkę "porozrzucanych" po placu dzieci, które nie do końca wiedzą co maja ze sobą zrobić, zaproponuj jakąś prostą zabawę. To może być coś co pamiętasz z dzieciństwa, a może wymyślisz coś na poczekaniu.. Przecież wiesz, że dzieci nie trzeba przekonywać do zabawy, a najlepszy sposób na wytłumaczenie zasad to wspólna zabawa. Ty też z pewnością najlepiej uczysz się przez doświadczenie!