Coraz częściej w sieci pojawiają się wpisy poświęcone pozytywnym wspomnieniom z lat dzieciństwa obecnych dziś 30-latków. Powstaje coraz więcej portali, blogów i innych witryn poświęconych PRLowskim zwyczajom kolekcjonowania najróżniejszych rzeczy oraz tematyce gier, zabaw podwórkowych.
Również podczas rozmów towarzyskich daje się usłyszeć teksty w stylu "dzisiaj dzieci nie bawią się już swobodnie na podwórku, tak jak to było za moich czasów."
Faktycznie, patrząc na dzisiejszą młodzież i dzieci bez problemu można zauważyć, że większość czasu wolą spędzać przed komputerem. Dodatkowo też wychodząc na plac zabaw czy boisko zawsze muszą coś ze sobą zabrać - telefon, iPoda, mp3 czy mp4, czasem nawet tablet. Podobnie jest z małymi dziećmi, które do piaskownicy przynoszą reklamówki zabawek, z których część po prostu tam zostaje nie wywołując jakiegokolwiek żalu u dziecka czy rodzica. Dziś ten, który wyjdzie na dwór z piłką nie wzbudza już takiego zainteresowania jak to było dawniej. Właściwie, to w przytłaczającej większości przypadków, w ogóle nie robi on na nikim wrażenia i zwyczajnie przyłącza się do zabawy z tymi, którzy akurat przynieśli ze sobą jakiś gadżet, podczas gdy piłka leży gdzieś pod ławką.
Jednak, czy można powiedzieć, że to ich wina, że nie wiedzą co tracą? W końcu przyszli na świat pędzący naprzód, w którym trzeba być na bieżąco z nowoczesnymi technologiami oraz gdzie panuje ciągły brak czasu na wszystko. A może, po prostu, nikt im nie pokazał, że można inaczej spędzać czas?
Mało tego, pamiętam że jako dziecko miałam strasznie dużo wolnego czasu! Żaden z rodziców nie myślał wtedy, by zapisywać dzieci na dodatkowe zajęcia i to od najmłodszych lat. Właściwie to takich zajęć nawet nie było - to nowa moda, również przyniesiona z Zachodu, by dzieci już od 3 roku życia objąć specjalistycznym nauczaniem (muzyka, angielski, tańce). Kiedyś albo siedziało się u kolegi czy koleżanki, albo na dworze i to do późnych godzin wieczornych! Oba te miejsca były dla nas drugim domem, gdzie w
tym pierwszym mieliśmy wręcz "przyszywaną" mamę lub ciocię, która nigdy o nas nie zapominała szykując obiad czy kolację. A dzisiaj? Dzisiaj nie mamy czasu i żyjemy w ciągłej obietnicy, że wpadniemy w odwiedziny, albo przyjedziemy na weekend czy ferie, albo że chociaż razem wyskoczymy gdzieś po szkole czy po pracy. Nawet dzieciom odbieramy przyjemność wzajemnej zabawy z kolegą z klasy czy osiedla, gdyż na przeszkodzie stoją nam różne godziny zajęć w szkole i tych dodatkowych, jak też innych naszych, tj.rodziców zobowiązań. W rzeczywistości, zarówno młodzież jak i dorośli znajdują tylko czas na klikanie na Facebooku, który poprzez ilość tzw. lajków daje złudzenie podtrzymywania relacji. Dzieciom w tym czasie wystarczy włączyć na komputerze czy tablecie bajki (najlepiej takie z pozytywnym przesłaniem) czy gry edukacyjne, żeby się nie nudziły i zbytnio nie hałasowały.
Myślę, że kluczem do sedna sprawy jest właśnie brak jakiejkolwiek integracji z otoczeniem, w którym żyjemy. Sięgając pamięcią wstecz, gdy byłam mała znałam nazwiska przynajmniej kilku, jeśli nie większości sąsiadów z klatki w moim bloku, w bloku moich dziadków oraz na wsi u drugich dziadków. Rzeczą normalną było wtedy, że wszyscy wiedzieli "wszystko" o swoich sąsiadach - który pije, który jest bezrobotny, który bogaty, a który biedny itd. I co najważniejsze NIKOMU TO NIE PRZESZKADZAŁO W ZABAWIE na podwórku!
W tym jednym miejscu na całym świecie rządziły zupełnie inne prawa. Tutaj nie liczyło się to co masz czy jak wyglądasz, lecz tylko to w czym jesteś dobry, a właściwie najlepszy. Mogłeś nosić ubrania po starszym rodzeństwie, mieć piegi lub pryszcze, krzywe nogi lub nosić okulary, o ile tylko: skakałeś najwyżej w gumę do skakania, potrafiłeś najszybciej biegać lub najdalej kopnąć piłkę. Nie było podziałów wiekowych, ani tym bardziej na chłopców i dziewczynki. Jeśli zabawa była drużynowa, to im więcej graczy tym lepiej. Właściwie, to dzięki temu właśnie, że na dworze znajdowali się starsi koledzy, a gdzieś tam dalej na ławeczkach siedzieli sobie tzw. "ławeczkowi"dziadkowie i babcie, wszyscy czuli się tam bezpiecznie i nie potrzebne były (obecne dzisiaj) jakiekolwiek patrole policji. Rodzice w tym czasie byli zazwyczaj w domu, zaś drogą komunikacji były okrzyki przez okno, zgrabnie przypomniane w skeczu kabaretu Łowcy.B "Szczypiorek".
Reasumując
Skoro więc przypomnieliśmy sobie jak to było kiedyś, warto wrócić jeszcze na chwilę do tego jak jest teraz. Moim zdaniem, wbrew temu co się powszechnie mówi, ludzie zaczynają powoli odczuwać zmęczenie i przesyt technologiami w swoim życiu. Coraz więcej osób deklaruje nie oglądanie TV, a wręcz nie posiadanie w domu odbiornika. Podobnie jest z kwestią korzystania z komputera, tym bardziej że jego funkcje stopniowo przejmują smartfony. Swój udział w tym mają między innymi różne kampanie społeczne, typu "Wyloguj się do życia" czy "W którym świecie żyjesz". W związku z czym wzrost popularności mają osiedlowe festyny, akcje prorodzinne organizowane w Centrach Handlowych i tym podobne wydarzenia, szczególnie organizowane na świeżym powietrzu.
A co się stało z wspominanymi i to z niemałym sentymentem, grami i zabawami z dzieciństwa?
Wrócę więc do tego od czego wszystko się zaczęło..
Rozmyślając nad tym "jak jest teraz", przypominając sobie "jak to kiedyś było", warto zastanowić się "jak jeszcze może być?". Dlatego też chciałabym zachęcić wszystkich tych, którzy pamiętają tamte czasy do działania podczas pobytu z dziećmi na placu zabaw. Możecie mi uwierzyć na słowo, że zwykła skakanka i zabawa nawet tylko z własnym dzieckiem w "szczurka" przyciągnie kilku ciekawskich. Od Was tylko zależy czy zaprosicie ich do zabawy! :)
MeReLa dziękuje Ci za przypomnienie dzieciństwa, dzięki Twojemu blogowi w przyszłości będę mogła przypomnieć sobie zabawy z dzieciństwa, jak będę miała własne dzieci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie rówieśników urodzonych w latach 80-tych :)
Kasia "Kato_86"