niedziela, 23 listopada 2014

Domowe sposoby na różne choroby

    Dzisiejszy wpis będzie nieco odbiegał od pozostałych, a związane jest to z tym, że ostatnimi czasy moja osobista produktywność została ograniczona przez różnego rodzaju wirusy, z którymi przez ostatnie 2 miesiące walczyłam z całą swoją rodziną. To również bezpośrednio przyczyniło się do zaniedbania przeze mnie bloga, bo zwyczajnie zabrakło mi już czasu i spokoju umysły, by wrzucić tu nowy, inspirujący wpis.
   Dlatego postanowiłam przypomnieć wszystkim kilka domowych, sprawdzonych sposobów na różne dolegliwości, z którymi możemy się spotkać my lub nasze dzieci i to nie tylko w okresie jesienno-zimowym.

PRZEZIĘBIENIE, ZATKANY NOS, KASZEL
  Gdy byłam mała, moja mama zawsze szykowała mi kanapki z czosnkiem. Najlepszy jest oczywiście nasz rodzimy-polski czosnek (skórka o lekkim zabarwieniu fioletowym), ale ten z kolei może dla niektórych być zbyt ostry, wówczas warto sięgnąć po chiński (skórka śnieżno-biała), który jest dużo łagodniejszy. Do dziś uwielbiam kanapki z pokrojonym w plasterki czosnkiem. Podobno właśnie krojony mniej traci wartości odżywczych niż ten wyciskany. Zauważyłam natomiast, że jego smak wyostrza się, gdy posypiemy go solą, zaś jest znacznie łagodniejszy, gdy zamiast tego przykryjemy go plasterkiem wędliny. Niektórzy zajadają się również cebulą, która ma ponoć podobne właściwości, ale ja jednak nigdy za nią nie przepadałam.
  W przypadku dzieci, które są zbyt małe lub po prostu nie lubią smaku czosnku, można na noc powiesić im nad głowami "wisiorek" z pokrojonych ząbków lub posmarować pod noskiem maścią majerankową. Starszym dzieciom można też kupić mentolowy sztyft do nosa. Gdy ja byłam mała prawie w moim domu były takie maluteńkie czerwone puszeczki z maścią kamforową, którą się jeszcze smarowało, ale teraz już chyba takich nie produkują.
   Kolejna propozycja, to inhalacje. Dziś jako jedno z obowiązkowych w moim domu urządzeń jest inhalator, który kupiłam przy pierwszym przeziębieniu mojego dziecka i stosuje do dziś. W aptece kupić można sól fizjologiczną i dodatkowo różnego rodzaju krople do nebulizatora, tutaj jednak warto konsultować takie zakupy z lekarzem. Pamiętam jednak, że dawniej nie mając takich luksusów, można było inhalacje przygotować samemu przy pomocy miski, wrzątku, ziół (np. rumianku) i ręcznika. Oprócz tego warto też nieco nawilżyć powietrze w domu kładąc np. mokry ręcznik na kaloryfer lub wieszając na nim pojemnik, do którego wlewa się wodę. W internecie można znaleźć bardzo dużo informacji w tym temacie, np. http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/grypa-i-przeziebienia/domowe-sposoby-na-przeziebienie-inhalacje-na-katar-i-przeziebienie_39766.html.
   Jeszcze jeden sprzęt, który posiadam w domu, to bańki chińskie lub inaczej tzw. bezogniowe. O ile moja mama z zawodu jest pielęgniarką, o tyle ja sama nie potrafiłabym chyba właściwie obsłużyć klasycznych baniek. Jednak, gdy różne domowe i nie tylko sposoby nie przynosiły spodziewanych skutków w leczeniu mojego synka, właśnie babcia przypomniała mi o bańkach. To świetny sposób leczenia przeziębienia, a także mobilizacji układu odpornościowego. Okazuje się też, że te chińskie - odsysane pompką, nie są wcale trudne w obsłudze a dołączona do pudełka instrukcja w sposób obrazowy pokazuje, gdzie i jaką ilość należy ich postawić w zależności od wieku chorego i rodzaju dolegliwości. Największą zaletą takiej kuracji to, że jest niedroga, nieszkodliwa (brak skutków ubocznych), a do tego skutecznie wyciąga chorobę. Jedyna wada, to tymczasowe ślady na plecach.
   W sytuacji, gdy mamy bardzo zatkany nos, a do tego jeszcze mokry kaszel, proponuję zaopatrzyć się w dużą strzykawkę, kawałek gumowej rurki i wodę utlenioną. Jest to sprawdzony sposób, który poleciła mi moja ciotka-laryngolog i który stosuję do dziś, gdy żadne krople do nosa mi już nie pomagają. Otóż, należy w kubeczku przygotować roztwór wody utlenionej (ok. łyżki) z wodą z kranu (pół kubka). Na końcówkę strzykawki należy założyć gumową rurkę (najlepiej, by miała gładkie krawędzie) - nie musi być długa, ok 4-5 cm. Następnie nabieramy roztwór z kubeczka, nachylamy się
nad umywalką i po włożeniu rurki w jedną z dziurek w nosie, energicznie wstrzykujemy zawartość strzykawki. Bardzo ważne jest, by mieć w tym czasie otwartą buzię i nie połykać spływającej wody. Powtarzamy czynność w każdej dziurce w zależności od zapotrzebowania nawet kilka razy dziennie. Jest to prawdę powiedziawszy niezbyt przyjemny sposób na zatkany nos, ale najbardziej skuteczny jaki znam i przede wszystkim bezpieczny nawet dla kobiet w ciąży czy mam karmiących piersią, które z oczywistych przyczyn mają ograniczone możliwości zażywania farmaceutyków.
   Ten sam roztwór, można również stosować do płukania gardła, gdyż działa on jak syrop wykrztuśny. Najlepiej stosować go rano, zaraz po przebudzeniu, by oczyścić gardło z tego co w nocy się tam nazbierało, natomiast nie wolno go już stosować na wieczór, by niepotrzebnie nie wywoływać odruchów kaszlowych podczas snu. W zależności od tego jak późno chodzimy spać, to ostatnie płukanie możemy zrobić do 2-3 h przed snem.
   Oczywiście, warto pamiętać też o takich podstawach, jak ciepły rosół, gorąca herbatka z miodem i cytryną lub sokiem malinowym oraz mleko z miodem i z masłem czy kakao. Dla tych, których boli gardło, miód może okazać się nieco drapiący, dlatego właśnie warto wtedy dodać odrobinę masła do napoju.
   Sprawdzony przeze mnie ostatnio sposób, to moczenie nóg w wodzie z solą, ciepłe skarpety i wygrzewanie się pod kołdrą. Dodatkowo też można przed pójściem spać wziąć jeszcze ciepłą (niektórzy mówią, że gorącą) kąpiel, by jak najbardziej rozgrzać wyziębiony organizm. Choć wydaje się, że już nic prostszego być nie może, to warto tu jednak zaznaczyć, że wszystko na nic się zda, a nawet może przynieść gorsze skutki, jeżeli nie zostaniemy w łóżku przynajmniej kilka godzin.
   Aha i jeszcze jedno - witaminy. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że najlepsze witaminy mamy nie w rozpuszczalnych tabletkach czy innych medykamentach, ale w owocach i warzywach. A przy przeziębieniu najbardziej ubywającą, a zatem i niezbędną jest vit. C, której nie wiem czy wiecie, że nie da się przedawkować, ponieważ jej nadmiar jest wydalany z organizmu wraz z moczem. Myślę, że o wiele większą przyjemność sprawi nam sałatka z jabłkami, pomarańczami czy kiwi zamiast garści tabletek.

Na dziś tyle, ale postaram się w miarę możliwości uzupełniać ten pis o kolejne dolegliwości i wskazówki jak sobie z nimi poradzić. Życzę zdrowia!!!

2 komentarze:

  1. Moje dziecko dostaje przy kaszlu Dicotuss Baby. Jak dla mnie najlepszy z dostępnych bez recepty syropów. Zazwyczaj po leczeniu nim po 3 dniach nie ma śladu po kaszlu. Jest z naturalnych składników i można podawać nawet w nocy.

    OdpowiedzUsuń