środa, 14 maja 2014

Zabawa w domu

"W czasie deszczu dzieci się nudzą to ogólnie znana rzecz. Choć mniej brudzą się i mniej trudzą się, ale strasznie nudzą się w deszcz"
 - Kabaret Starszych Panów

   Deszczowa pogoda (szczególnie, gdy dodatkowo jest po prostu zimno) nie sprzyja zabawie na dworze i z reguły zmusza dzieci do pozostania w domu. Nie oznacza to jednak, że mają ten czas spędzić przed komputerem czy telewizorem. W końcu nasz dom, to istna kraina zabawy, którą po prostu trzeba odkryć!

   To CO możemy robić, zależy przede wszystkim od tego Z KIM, a dokładniej, ilu mamy potencjalnych uczestników zabawy (i mam tu na myśli wszystkich domowników, bez względu na wiek).
Myślę, że pod uwagę trzeba wziąć takie możliwości:
1. zabawa samemu
2. we dwoje
3. w trzy i więcej osób.

   Zaczynając od końca, to mając co najmniej trzech graczy możemy zagrać w gry planszowe, karty lub zabawy typu "głuchy telefon" czy "kalambury". Gry planszowe, podobnie jak karciane rozwijają szereg kompetencji, m.in.: umiejętność liczenia (sumowanie oczek przy rzucie dwoma kostkami, przeliczanie punktów lub gospodarowanie pieniędzmi), współpracy, radzenia sobie ze stresem (w przypadku złej passy czy nawet przegranej) jak też ćwiczenie koncentracji, spostrzegawczości czy cierpliwości. Moją ulubioną grą
z dzieciństwa był i nadal jest "Eurobiznes", który obecnie jest także ulubiona grą mojego syna. Pozostałe przytoczone przeze mnie zabawy, których zasad raczej nie trzeba wyjaśniać, służą  przede wszystkim rozbudzaniu kreatywności oraz dobrej zabawie.
 
   Dwie osoby właściwie mogą się bawić we wszystko! To może być zabawa w chowanego albo w gry karciane czy planszowe, oczywiście przystosowane do takiej liczby graczy albo po prostu każdego rodzaju zabawkami, które znajdują się w pokoju dziecka: lalkami, samochodami, klockami, ciastoliną itd. Gdy tylko dziecko ma partnera do wspólnej zabawy, to raczej nie brakuje mu inicjatywy i pomysłów.
 
   Najgorszą sytuacją jest zabawa w pojedynkę czyli samemu, choć są i takie dzieci, którym to wręcz pasuje. Są to jednak wyjątki, zaś dla większości dzieci jest to problem, dlatego postanowiłam przypomnieć sobie, jak ja niegdyś radziłam sobie w takiej sytuacji.

   Ponieważ nie miałam rodzeństwa, to kiedy nie bawiłam się z innymi dziećmi na dworze, sama sobie wymyślałam zajęcia w domu. Najbardziej pasowało mi odkrywanie zawartości wszelkich szafek, szuflad czy pudełek. Baraszkowałam więc w mamy szkatułce z biżuterią oraz kosmetyczce z kolorowymi cieniami i pomadkami. Wówczas też uważałam, że najfajniejszy prezent, jaki ona dostała na swoje imieniny to był szal boa z piór w kolorze malinowym, oczywiście schowany przede mną na górnej półce w szafie. Właściwie, to że tam się właśnie znajdował podkreślało jego wyjątkowość i dawało mi tym większą motywację, by się do niego dostać. W mamy koszulce nocnej, butach na wysokim obcasie, z błyszczącym naszyjnikiem i srebrnymi klipsami na uszach oraz z cudownym boa na szyi i własnoręcznie wykonanym makijażem - wyglądałam jak prawdziwa księżniczka. I o to chodziło!

   Inną formą zabawy było budowanie domków ze wszystkiego z czego tylko było można, tj. krzeseł, foteli, puf, pościeli, koców i poduszek. Chłopaki też się lubili w to bawić, tyle że ich budowle to były bazy wojskowe. Pamiętam, że w jednej takiej chatce zaliczyłam swojego pierwszego buziaka w policzek od chłopaka. Z kolei, kiedy zachorowałam na świnkę i nie chodziłam do szkoły, to miałam specjalne pozwolenie od mamy, by na czas choroby spać właśnie w takim domku. 
Właściwie to miałam jeszcze jedno takie miejsce, w którym lubiłam się bawić, jednak tu rodzice byli już zdecydowanie przeciwni mojej inwencji twórczej. Otóż, gdy byłam starsza i wyższa, to zrobiłam sobie jakby domek "na drzewie", tyle że na trzydrzwiowej szafie, na którą wchodziłam po stojącej obok wersalce. Niestety wkrótce potem rodzice pozbyli się tej szafy i mój świat zabawy znowu przeniósł się na podłogę.

   Ostatnia rzecz, jaka mi przychodzi do głowy, to tworzenie czegoś z niczego. Mam tu na myśli: budowanie różnych konstrukcji z klocków, projektowanie i robienie ubrań dla lalek (dawniej nie było w sklepach tylu kreacji, więc tworzyłam je sama) oraz wszelkiego rodzaju działania plastyczne: malowanie, rysowanie, wyklejanie, lepienie z plasteliny (dziś: ciastoliny, pianek czy lepiących się kulek), rysowanie komiksów (ulubiona zabawa mojego syna) itp.

   W dzisiejszych czasach, kiedy z urządzeń multimedialnych korzystamy nie tylko, gdy nie mamy co robić, ale nawet kiedy jesteśmy w towarzystwie, stopniowo przestajemy dostrzegać możliwości jakie mamy w realnym świecie. To samo dotyczy też naszych dzieci. Ciągła zabawa w wirtualnym świecie, rządzącym się zupełnie innymi prawami, powoduje że zwyczajnie brakuje im pomysłu na to, co mogą ze sobą zrobić w swoim własnym pokoju oraz jak mają się bawić z innymi. Dlatego też dla ich dobra warto pokazać im, że można żyć bez telefonu, komputera czy telewizji i przynajmniej raz na jakiś warto czas zrobić sobie od nich przerwę (mogą to być dwie godziny, cały dzień, a może nawet tydzień). Jeśli ten czas dodatkowo poświęcimy na wspólną zabawę z dzieckiem czy czytanie mu książek, to ta inwestycja zwróci się nam z nawiązką, gdyż nie tylko wzmocni naszą więź emocjonalną, ale przede wszystkim pozytywnie wpłynie na poczucie bezpieczeństwa, własnej wartości i sprawczości naszej pociechy.

2 komentarze:

  1. O, zdecydowanie. Nie o to chodzi, by izolować się od zdobyczy technologii, ale o to, by znajdować w tym wszystkim czas dla siebie i wspólnie go spędzać. U nas póki co w deszcz ratuje nas balkon i parasol, który dodatkowo trochę chroni, albo tak jak wczoraj tuż po deszczu bawimy się w mokrym piasku. Cieplejszy dres na pupę i jazda ;)

    OdpowiedzUsuń